Pluszowy desant[1][2][3] – incydent, który miał miejsce nad Białorusią 4 lipca 2012 roku. Samolot wyczarterowany przez szwedzką agencję reklamową Studio Total wszedł nielegalnie w białoruską przestrzeń powietrzną i zrzucił na spadochronach kilkaset pluszowych misiów z notatkami niosącymi prodemokratyczne przesłanie. Po trzech tygodniach zaprzeczania, że do incydentu kiedykolwiek doszło, i określeniu zdjęć ze zrzutu opublikowanego przez Studio Total jako mistyfikację, 26 lipca 2012 rząd białoruski przyznał, że pluszowy desant naprawdę miał miejsce[4].
Prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka uznał incydent za poważną porażkę bezpieczeństwa narodowego. Po tym wydarzeniu zwolnił dwóch najwyższych generałów, szefów białoruskiej straży granicznej i obrony powietrznej, za nieudane przechwycenie szwedzkiego samolotu[5]. Zrzut misiów spowodował eskalację kryzysu dyplomatycznego Białorusi ze Szwecją. 3 sierpnia 2012 Białoruś wydaliła ambasadora Szwecji, a następnie nakazała pozostałym pracownikom ambasady Szwecji opuścić Białoruś do końca miesiąca. Białoruś wycofała także swojego ambasadora i cały personel ambasady ze Szwecji[6].
4 lipca 2012 mały samolot wyczarterowany przez szwedzką agencję reklamową Studio Total z pilotami Tomasem Mazettim i Hannah Frey[7] na pokładzie wystartował z lotniska na Litwie[8] i nielegalnie wleciał w białoruską przestrzeń powietrzną, przekraczając białoruską granicę z Litwą w okolicach Baranowicz przed godziną 6[9]. Samolot zrzucił kilkaset pluszowych misiów z przyczepionymi kartkami z hasłami opowiadajającymi się za demokracją i wolnością słowa nad białoruskim miastem Iwieniec, 50 km od Mińska. Organizatorzy zrzutu planowali pierwotnie zrzucić część pluszowych misiów na budynki rządowe w Mińsku, ale niepewność co do pozostałej ilości paliwa, a także fakt, że samolot kontaktował się z białoruskimi kontrolerami ruchu lotniczego, doprowadziły do decyzji o zrzuceniu misiów nad Iwieńcem i powrotu[10]. Samolot przekroczył granicę z Litwą, nie napotykając na żadną ingerencję ze strony białoruskiej armii[8]. Per Cromwell, założyciel agencji Studio Total, był w samochodzie na ziemi w Iwieńcu podczas zrzutu[11][12]. Według różnych doniesień prasowych łącznie zrzucono około 800 misiów[13][14].
Zrzut misiów został nazwany przez organizatorów „Teddybear Airdrop Minsk 2012”[10][15]. Media polskie, a także m.in. białoruskie i rosyjskie, nazwały tę akcję „pluszowym desantem”[3][16][17].
Tomas Маzetti, jeden z pilotów zaangażowanych w zrzut misiów, powiedział, że pomysł użycia misiów wyszedł od białoruskich działaczy demokratycznych, którzy po fali aresztowań zaczęli przynosić na protesty misie z hasłami o wolności słowa. Misie były regularnie konfiskowane przez policję i Studio Total chciało wykorzystać desant jako gest solidarności: „przywieźliśmy misie i zrzuciliśmy je na spadochronach, aby wesprzeć misie aresztowane[18]”. Studio Total twierdzi, że żaden białoruski aktywista nie wziął udziału w planowaniu pluszowego desantu. Według Mazettiego, lot wewnątrz białoruskiej przestrzeni powietrznej trwał około półtorej godziny, na wysokości około 50 metrów[19].
Dwóch pilotów wyczarterowanego samolotu, Tomas Mazetti i Hannah Frey, przygotowywali się do zrzutu przez prawie rok. Przygotowania obejmowały zakup trzyosobowego samolotu Jodel i trening pilotowania maszyny, pochłonęły przy tym równowartość około 180 000 dolarów, czyli ponad 600 000 złotych[20].
Po zrzucie Studio Total umieściła w Internecie kilka krótkich wideoklipów z tej operacji. Szereg filmów, nakręconych przez Białorusinów, którzy obserwowali zdarzenie, przedstawiających pluszowe misie ze spadochronami, zostało opublikowanych na YouTube, gdzie w krótkim czasie zyskały popularność[21]. Jednak początkowa reakcja na doniesienia zarówno szwedzkich, jak i białoruskich mediów, była sceptyczna[22].
Władze białoruskie początkowo zaprzeczały nieuprawnionemu wtargnięciu do białoruskiej przestrzeni powietrznej dnia 4 lipca i dokonaniu pluszowego desantu. Przedstawiciele rządu twierdzili, że nagranie ze zrzutu Studio Total było fałszywe i określili je jako „mistyfikację” mającą na celu zawstydzenie białoruskiego rządu[23][24]. Około tygodnia po zrzuceniu Studio Total opublikowało około 90 minut nieprzetworzonego, nieedytowanego materiału wideo nagranego podczas lotu. Radio Wolna Europa przeanalizowało nagranie i stwierdziło, że wydaje się autentyczne[13][25]. Jednak rząd Białorusi nadal zaprzeczał, że doszło do zrzutu[26][27].
13 lipca władze Białorusi zatrzymały 20-letniego studenta dziennikarstwa Antona Suriapina, który zamieścił na swojej stronie internetowej bnp.by (Belarusian News Photos) kilka pierwszych zdjęć związanych ze zrzutem misiów[13]. Suriapin napisał, że zdjęcia przesłał mu mailem jeden z mieszkańców, który obserwował wydarzenie. Kilka dni przed aresztowaniem Suriapina policja w Mińsku zatrzymała pośrednika w handlu nieruchomościami, Siarhieja Baszarymaua, który wynajął mieszkanie w stolicy dwóm Szwedom związanym ze Studio Total. Przedstawiciele Studio Total twierdzą, że ani Suriapin, ani Baszarymau nie byli w żaden sposób zaangażowani w planowanie i przeprowadzanie zrzutu i wzywali do ich uwolnienia[12][28]. Kilka organizacji praw człowieka, w tym Amnesty International[13] wezwało do uwolnienia Suriapina. Suriapin i Baszarimau, którzy zostali formalnie oskarżeni, za co groziła im kara do siedmiu lat pozbawienia wolności, zostali zwolnieni za kaucją 17 sierpnia 2012[29][30]. Białoruski rząd zniósł kaucję i ogłosił zamknięcie sprawy karnej 28 czerwca 2013[31][32][33].
Na początku sierpnia 2012 w Mińsku aresztowano dwie dziennikarki, Irinę Kozlik i Julię Daraszkiewicz, które w ramach solidarności z Suriapinem i Baszarimauem wykonały zdjęcia pluszowych misiów, a następnie skazano je za „naruszenie prawa protestacyjnego” i ukarano grzywną w wysokości około 270 dolarów, czyli w przeliczeniu 900 złotych[34].
Po trzech tygodniach zaprzeczania przez białoruskie władze, że zdarzenie to rzeczywiście miało miejsce, 26 lipca prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenka przyznał publicznie, że 4 lipca miał miejsce zrzut misiów nad terytorium Białorusi[35].
Doniesiono, że prezydent Łukaszenka był bardzo rozgniewany pluszowym desantem i niepowodzeniem przechwycenia go przez białoruskie wojsko, co uznał za znaczące naruszenie bezpieczeństwa narodowego. Wskazał, że urzędnicy odpowiedzialni za ten błąd zostaną ukarani: „Ten samolot był w pewnym momencie zauważony, (...) dlaczego kierownictwo nie zapobiegło temu lotowi? (...) Winni muszą za to odpowiedzieć”[5].
31 lipca 2012 białoruski rząd ogłosił, że prezydent Łukaszenka zwolnił dwóch najwyższych generałów, szefa obrony powietrznej Dmitrija Pachmiełkina i szefa straży granicznej Igora Raczkouskiego „za niewłaściwe wypełnianie obowiązków związanych z ochroną bezpieczeństwa narodowego Białorusi”[36][37].
Prezydent Łukaszenka polecił nowemu szefowi straży granicznej zestrzelenie wszystkich przyszłych nielegalnych intruzów białoruskiej przestrzeni powietrznej: „Nie wolno dopuścić do bezprawnego naruszania granic państwowych. Muszą zostać zatrzymani wszelkimi siłami i środkami, w tym bronią, bez względu na wszystko”[38].
11 sierpnia 2012 białoruskie KGB wezwało organizatorów desantu, Tomasa Mazettiego, Hannah Frey i Pera Cromwella, do przybycia na Białoruś w ciągu 10 dni w celu przesłuchania w sprawie operacji[39]. Wezwanie opublikowane na stronie białoruskiego KGB i dostarczone do Studia Total mailem stwierdzało, że niezastosowanie się do niego może skutkować „karą do dwóch lat prac społecznych lub więzieniem do sześciu miesięcy”[40][41]. Studio Total odmówiło zastosowania się do wezwania i zamiast tego zaproponowało, że omówi operację zrzutu bezpośrednio z prezydentem Łukaszenką w przypadku jego ewentualnej wizyty w Szwecji[33][42].
Białoruś wystosowała również oficjalną prośbę do rządu Litwy o pomoc w „zbadaniu możliwego naruszenia granicy państwowej, gdy pilotowany przez Szwedów lekki samolot przekroczył granicę litewsko-białoruską”. Łukaszenka stwierdził, że „Litwa nie powinna siedzieć jak mysz pod miotłą. Muszą nam odpowiedzieć, dlaczego udostępnili swoje terytorium w celu naruszenia granic państwowych. Jeśli jest ktoś, kto nie uzna tego za zabawne, to Litwa”[43].
4 stycznia 2013 zapadł wyrok w sprawie żołnierza wojsk pogranicznych, który został uznany za winnego przelotu pilotowanej przez Szwedów awionetki przez granicę Białorusi. Został skazany na dwa lata kolonii karnej o podwyższonym rygorze[2].
3 sierpnia minister spraw zagranicznych Szwecji Carl Bildt ogłosił, że Białoruś „wydaliła” szwedzkiego ambasadora na Białorusi Stefana Erikssona, który przebywał na wakacjach w Szwecji w momencie, gdy poinformowano go, że nie zostanie ponownie wpuszczony na Białoruś[44]. Władze białoruskie zakwestionowały szwedzką wersję wydarzeń, stwierdzając, że „strona białoruska nie wydaliła ambasadora Szwecji, ale podjęto decyzję o nieprzedłużeniu jego akredytacji”. Białoruś uzasadniła swoją decyzję stwierdzeniem, że działania ambasadora Szwecji „nie miały na celu wzmocnienie stosunków Białorusi ze Szwecją, ale ich erozję”[6].
W odpowiedzi szwedzki rząd ogłosił, że nowy ambasador Białorusi w Szwecji nie zostanie wpuszczony do kraju oraz że dwóch innych białoruskich dyplomatów zostało wydalonych[44]. Następnie białoruski rząd nakazał wszystkim pozostałym szwedzkim dyplomatom opuścić Białoruś do 30 sierpnia[45].
10 sierpnia Unia Europejska zorganizowała pilne spotkanie dyplomatów w Brukseli, aby omówić reakcję UE na zaostrzający się spór między Białorusią a Szwecją. Unijni dyplomaci wyrazili zdecydowane poparcie dla Szwecji w sporze, ale nie podjęli konkretnych działań przeciwko Białorusi[46]. Wcześniejsze doniesienia wskazywały, że spotkanie miało zaowocować masowym odwołaniem ambasadorów państw Unii Europejskiej na Białorusi do ich rodzinnych krajów[47].
W lipcu 2013 Martin Oberg został chargé d’affaires ambasadora Szwecji na Białorusi, a w kwietniu 2015 został mianowany na stanowisko ambasadora. Łukaszenka przyjmując jego list akredytacyjny stwierdził, że „Białoruś zawsze opowiadała się za wyważonym, pożytecznym i pragmatycznym dialogiem ze wszystkimi krajami”[1].