Po II wojnie światowejTuzla stała się ważnym ośrodkiem przemysłowym i kulturalnym Jugosławii. W pierwszej dekadzie XXI wieku cztery przedsiębiorstwa państwowe uległy prywatyzacji, m.in. fabryka mebli i fabryka proszku do prania. Nowi właściciele sprzedali aktywa, przestali wypłacać pensje pracownikom i ogłosili upadłość. Setki ludzi straciło pracę w kraju, w którym bezrobocie sięga i tak 27–44%[16]. Stopa bezrobocia w Bośni i Hercegowinie, kraju o ludności 3,8 mln osób, wynosi około 44%. Oficjalne dane to 27,5%, ale kolejne 20% pracuje w tzw. szarej strefie. Średnia płaca w Bośni i Hercegowinie wynosi 420 euro (w przeliczeniu), a 20% mieszkańców żyje poniżej granicy ubóstwa[17].
Protesty rozpoczęły się 3 lutego 2014 w mieście Tuzla i miały przebieg pokojowy[18]. Następnego dnia setki demonstrantów głównie z dużych firm takich jak Dita, Polihem, Guming i Konjuh starli się z policją w pobliżu budynku administracyjnego, domagając się odszkodowania i żądając od urzędników natychmiastowej reakcji[19]. Demonstranci oskarżyli lokalnych urzędników o umożliwienie kilku byłym państwowym firmom ogłoszenia upadłości w roku 2000 i 2008. Następstwem ogłoszenia upadłości przez firmy były setki bezrobotnych[20].
Z powodu ostatnich zamknięć fabryk i firm w Tuzli, przynajmniej 600 protestujących próbowało szturmować budynek miastowego samorządu, oskarżając władze o dopuszczanie do upadłości przedsiębiorstw państwowych po ich prywatyzacji[22]. Niektórzy z protestujących rzucali jajkami, racami i kamieniami w okna budynku, a także podpalili opony na ulicy, blokując ruch w centrum miasta. Policja jednak zmusiła demonstrantów do wycofania się i otoczyła kordonem budynek administracji[23][24].
Protestujący zebrali się przed budynkiem administracyjnym kantonu, żądając odszkodowań, zwrotu pieniędzy z opieki zdrowotnej i wypłaty emerytur po sprywatyzowanych firmach, które zbankrutowały. Niektórzy protestujący starli się z policją, próbując wejść do budynku, a także podpalili pojemniki na śmieci oraz opony[19]. Ranne zostały 22 osoby, w tym 17 policjantów, a 24 osoby aresztowano[25][26][27][28].
Protestujący byli oburzeni brutalnością policji. Następnego dnia (6 lutego) liczba protestujących znacznie wzrosła, do 6000 osób, które zgromadziły się przed budynkiem administracyjnym kantonu. Około 100 policjantów został rannych, z czego większość z powodu obrażeń od kamieni rzucanych przez demonstrantów. 20 protestujących zostało lekko rannych, 27 zostało aresztowanych, a 11 samochodów zniszczonych[29].
6 lutego protesty rozprzestrzeniły się na inne miasta Bośni i Hercegowiny. Początkowo ludzie chcieli okazać solidarność z mieszkańcami Tuzli. W stolicy kraju, Sarajewie, protestujący starli się z policją i zablokowali ruch w centrum miasta[30]. Czterech policjantów zostało hospitalizowanych[31][13]. W Mostarze około 200 osób zablokowało ruch w mieście, a w Zenicy około 150 mieszkańców protestowało przed siedzibą lokalnych władz[32]. Jeden w protestujących w Zenicy powiedział: „Dzisiaj walczymy za Tuzlę, jutro walczymy za nas wszystkich”[33]. Protesty wybuchły także m.in. w miastach Bihać i Tešanj[34].
27 osób, które aresztowano dzień wcześniej, zostały zwolnione[35]. Po raz pierwszy od początku protestów policja użyła gazu łzawiącego[36], przez co ponad 20 osób zostało hospitalizowanych[37]. Szkoły w całej Tuzli zostały zamknięte. Mieszkańcy krzyczeli obelgi i oblewali policjantów wodą[14]. Starsi mieszkańcy uderzali w garnki z okien i balkonów[38].
7 lutego ludzie zaczęli się gromadzić w tych samych miastach co wcześniej i w ponad 20 innych największych miastach kraju. Według oficjalnych danych rannych zostało 130 osób, w tym 104 policjantów[39]. Podczas zamieszek burmistrz miasta Brczko został na krótko wzięty przez demonstrantów jako zakładnik, a następnie zwolniony[40].
Protestujący w Zenicy przedarli się przez kordon policji i podpalili budynek lokalnych władz oraz samochody koło budynku[2]. 7 lutego 2014 władze kantonu zenicko-dobojskiego zaproponowały rezygnację na następnym posiedzeniu[44].
W pobliżu gmachu Prezydium Republiki Bośni i Hercegowiny protestujący podpalili kilka samochodów policyjnych[21]. Budynek także był mocno uszkodzony z powodu podpalenia dwóch pięter i piwnicy, w której spłonęły dokumenty z czasów Austro-Węgier i dwudziestolecia międzywojennego[46]. Demonstranci podpalili także i obrzucili kamieniami siedzibę gminy Centar[21].
Pokojowe protesty, w których wzięło udział co najmniej 200 osób, były kontynuowane 8 lutego o godzinie 16.00, a protestujący domagali się uwolnienia aresztowanych dzień wcześniej demonstrantów. Wezwali także do dalszego pokojowego protestowania, by zmusić rząd do ustąpienia[47].
Koszty odbudowy infrastruktury nie są jeszcze znane[51][52]. Szacunkowo koszty we wszystkich miastach będą wynosić 50 mln KM (w przeliczeniu 25,5 mln €)[53]. Wiele dokumentów historycznych zostało zniszczonych po podpaleniu Archiwum Bośni i Hercegowiny. Według archiwisty Siniša Domazet pochodziły głównie z czasów austriackiego panowania w Bośni[54].
Unia Europejska: Rzecznik komisarza ds. rozszerzenia i polityki sąsiedztwa Štefan Füle wezwał demonstrantów i policjantów do nieuciekania się do przemocy[55].
Chorwacja: Chorwacja wezwała do natychmiastowego zaprzestania przemocy w Bośni i Hercegowinie. Chorwackie ministerstwo spraw zagranicznych i europejskich w oświadczeniu podało „Z niepokojem obserwujemy przebieg wydarzeń w Bośni i Hercegowinie oraz wzywamy do pilnego zaprzestania konfliktów i przemocy. Wzywamy wszystkie strony do ustalenia wzajemnego porozumienia, ponieważ Europejska, stabilna i prosperująca Bośnia i Hercegowina jest w interesie wszystkich jej obywateli. Bośnia i Hercegowina ma perspektywę bycia członkiem Unii Europejskiej i powinna rozwiązać konflikty w swojej duszy.”[57]
Prezydent Chorwacji Ivo Josipović skomentował sytuację w Bośni i Hercegowinie będąc na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Soczi. „Życzę naszym sąsiadom i przyjaciołom uspokoić obecną sytuację tak szybko jak to możliwe. Najważniejsze, że wszystkie problemy społeczne można rozwiązać w ramach instytucji demokratycznych i mam nadzieję, że tak będzie też w przypadku Bośni i Hercegowiny.”[58]
„Bośnia i Hercegowina w przeciwieństwie do niektórych trudnych przypadków w tej chwili ma gwarantowaną perspektywę europejską; ma potwierdzoną drogę w kierunku integracji europejskiej. Myślę, że nawet z wszystkimi trudnościami jest coś, co ma szerokie poparcie wśród obywateli i jest to kierunek rozwoju Bośni i Hercegowiny, a więc myślę, że konieczne będzie znalezienie metody komunikacji tak szybko jak to możliwe.” powiedziała chorwacka minister spraw zagranicznych Vesna Pusić. Dodała, że będzie rozmawiać o sytuacji w Bośni i Hercegowinie 10 lutego na spotkaniu ministrów spraw zagranicznych w Brukseli[58].
Poseł Parlamentu EuropejskiegoDavor Stier także skomentował sytuację w Bośni i Hercegowinie: „Kiedy ludzie w Mostarze rzucają rzeczy w ogień i krzyczą ‘To jest Bośnia!’ to bardzo przypomina czetników w agresji przeciw Chorwacji krzyczących ‘To jest Serbia!’. Gdy Zlatko Lagumdžija oskarża Parlament Europejski za ustawy przeciw centralizmowi jak bardzo centralistyczne są elity przeciw europejskiemu projektowi pokojowemu. Chorwacja i UE nie mogą być bierne wobec tej spirali przemocy w Bośni i Hercegowinie. Nadszedł czas aby pokazać pozycję lidera. Koniec centralizmu! Koniec przemocy! To czas na europejską drogę Bośni i Hercegowiny.”[58]